Psi barometr
Już dawno niczego nie pisałem - pomyślał P. Winien był temu Brytuś, ale tak naprawdę to nie była wina Brytusia. Bo czy choroba kogoś bliskiego jest jego winą?Oczywiście , że nie, a Brytuś zachorował i wyglądało to dosyć poważnie.Ale na szczęście już po wszystkim.Pies jest zdrowy, znów biega, merda ogonem gdy P wraca z pracy i chce się bawić jak dawniej. A jeszcze parę dni temu, P zastanawiał się czy jego Brytuś z tego wyjdzie.??
A wszystko zaczęło się w sobotę wieczorem .Pies był jakiś , taki nie swój. Oczy miał smutne, ogon spuszczony w dół. Czasami nawet zapiszczał , tak jakby mówił proszę pomóż mi. W domu zaś nie mógł znaleźć sobie miejsca. Kladl się na zimnej podłodze, potem szedł na legowisko i tak w kółko. Wtedy P zaczął podejrzewać, że pies ma gorączkę i postanowił nazajutrz jechać do weterynarza. Na szczęście w jego miasteczku , była lecznica otwarta także w niedzielę.
P zgasił silnik,wysiadł z samochodu i otworzył tylne drzwi , po czym powiedział Brytuś idziemy. Na te słowa trzęsący się ze strachu piesek jeszcze bardziej wczepił się łapami w tapicerkę samochodową.
- No tak,jakże mogło być inaczej-pomyślał P. Pies pewnie już wyczuł , że są przed kliniką i manifestuje swój opór przed wejściem do niej. Musiał więc użyć podstępu w postaci jego ulubionych przysmaków, żeby wyciągnąć go z pojazdu.
Pomimo, że byli trzeci w kolejce, czekali długo. A przynajmniej tak mu się wydawało . Zaczął się coraz bardziej denerwować , gdyż wyobrażnia zaczęła mu podsuwać najgorsze diagnozy .A musiał być , przecież spokojny dla Brytusia, który, niczym barometr wyczuwał jego stany emocjonalne. Z upływem czasu w lecznicy robił się tłok. Przybywało psów i ich właścicieli. W pewnym momencie zrobiło ich się tak dużo, że P musiał schować swojego pupila pod krzesełkiem, W końcu weszli.
Pan doktor zbadał Brytusia i zlecił badanie krwi. Okazało się , że piesek ma obniżoną odporność i boli go brzuszek. Dostał więc dwa zastrzyki i kroplówkę . Zaś jego pan ochrzan, że za dużo mu daje jeść.P , próbował się bronić, ale w zasadzie wiedział, że to prawda. Mimo , że Brytuś dostawał dwa razy dziennie miskę, to potem jeszcze jak chciał a to jego ulubiony paseczek a to ciasteczko.
- och ty, mój mały głodomorze- zwrócił się do psa , drapiąc go za uszkiem
- gdyby nie ten twój wielki apetyt może by tu nas wcale niebyło.
- ale nie martw się , dostaniesz kroplówkę i na pewno zrobi ci się lepiej.
Brytuś jeszcze przez dwa dni jeździł do lecznicy na zastrzyki i kroplówkę. Ale potem dzięki bogu wszystko wróciło do normy. Znów był radosny, bawił się i chodził z P na spacery.
P przez całą chorobę Brytusia miał nerwy na postronkach. Najmniejsza rzecz potrafiła go wyprowadzić z równowagi, a psu gdyby to było możliwe przyniósł by gwiazdkę z nieba.
A wszystko zaczęło się w sobotę wieczorem .Pies był jakiś , taki nie swój. Oczy miał smutne, ogon spuszczony w dół. Czasami nawet zapiszczał , tak jakby mówił proszę pomóż mi. W domu zaś nie mógł znaleźć sobie miejsca. Kladl się na zimnej podłodze, potem szedł na legowisko i tak w kółko. Wtedy P zaczął podejrzewać, że pies ma gorączkę i postanowił nazajutrz jechać do weterynarza. Na szczęście w jego miasteczku , była lecznica otwarta także w niedzielę.
P zgasił silnik,wysiadł z samochodu i otworzył tylne drzwi , po czym powiedział Brytuś idziemy. Na te słowa trzęsący się ze strachu piesek jeszcze bardziej wczepił się łapami w tapicerkę samochodową.
- No tak,jakże mogło być inaczej-pomyślał P. Pies pewnie już wyczuł , że są przed kliniką i manifestuje swój opór przed wejściem do niej. Musiał więc użyć podstępu w postaci jego ulubionych przysmaków, żeby wyciągnąć go z pojazdu.
Pomimo, że byli trzeci w kolejce, czekali długo. A przynajmniej tak mu się wydawało . Zaczął się coraz bardziej denerwować , gdyż wyobrażnia zaczęła mu podsuwać najgorsze diagnozy .A musiał być , przecież spokojny dla Brytusia, który, niczym barometr wyczuwał jego stany emocjonalne. Z upływem czasu w lecznicy robił się tłok. Przybywało psów i ich właścicieli. W pewnym momencie zrobiło ich się tak dużo, że P musiał schować swojego pupila pod krzesełkiem, W końcu weszli.
Pan doktor zbadał Brytusia i zlecił badanie krwi. Okazało się , że piesek ma obniżoną odporność i boli go brzuszek. Dostał więc dwa zastrzyki i kroplówkę . Zaś jego pan ochrzan, że za dużo mu daje jeść.P , próbował się bronić, ale w zasadzie wiedział, że to prawda. Mimo , że Brytuś dostawał dwa razy dziennie miskę, to potem jeszcze jak chciał a to jego ulubiony paseczek a to ciasteczko.
- och ty, mój mały głodomorze- zwrócił się do psa , drapiąc go za uszkiem
- gdyby nie ten twój wielki apetyt może by tu nas wcale niebyło.
- ale nie martw się , dostaniesz kroplówkę i na pewno zrobi ci się lepiej.
Brytuś jeszcze przez dwa dni jeździł do lecznicy na zastrzyki i kroplówkę. Ale potem dzięki bogu wszystko wróciło do normy. Znów był radosny, bawił się i chodził z P na spacery.
P przez całą chorobę Brytusia miał nerwy na postronkach. Najmniejsza rzecz potrafiła go wyprowadzić z równowagi, a psu gdyby to było możliwe przyniósł by gwiazdkę z nieba.
Komentarze
Prześlij komentarz